HISTORIA NASZEJ PARAFII

Odcinek 1 c.d.

Wiedząc o tym, że Zakon Kamilianów prowadzi na terenie Niemiec zakład dla alkoholików, Jego Eminencja Ks. Kard. Jerzy Kopp, polecił Przewodniczącemu Śląskich Kawalerów Maltańskich, hrabiemu Fryderykowi Praschma, aby zwrócił się z prośbą do władz Zakonu OO. Kamilianów, o poprowadzenie takiego zakładu na Górnym Śląsku. O. Franciszek Vido, Prowincjał niemiecki, w liście z 17 maja 1903, pozytywnie ustosunkował się do tej propozycji, ale postawił jeden warunek, że w części tego domu powstanie szpital dla miejscowej ludności, zgodnie z charyzmatem Zakonu. Obiecał również wysłać swojego przedstawiciela na Górny Śląsk w celu załatwienia wszystkich formalności.

W końcu maja 1903 roku O. Bernard Kaschny przebywał w okolicach Raciborza i jemu polecił O. Vido zbadanie tej sprawy. Jednak po obejrzeniu domu i okolicy, mimo iż pięknie była ona położona , a tutejsi ludzie bardzo serdeczni, O. Bernard stwierdził, że Popielów nie nadaje się na otwarcie zakładu dla alkoholików, ze względu na małe pomieszczenia w domu. O decyzji rezygnacji powiadomiono Kard. Koppa. Ordynariusz wrocławski wówczas polecił Kawalerom Maltańskim, aby w zamian za grunt ks. Nerlicha, wart 15 tyś. marek, przekazali Kamilianom inny, o tej samej wartości, lecz bardziej dogodny dla prowadzenia wspomnianej działalności. Niespodziewanie z pomocą swojemu biskupowi, przyszedł ks. prob. Jan Babtysta Kuboth ze wsi Miechowice koło Bytomia. Ofiarował on wrocławskiemu ordynariuszowi dom i pole z przeznaczeniem na ten cel. Dom posiadał 6 dużych pokoi, a więc doskonale nadawał się na otwarcie zakładu. W pierwszych dniach lutego przybył do Miechowic O. Franciszek Vido i po zapoznaniu się z sytuacją na miejscu, podjął decyzję przejęcia przez Zakon wspomnianego domu. W Ministerstwie ds. Wyznań złożył on prośbę o pozwolenie na otwarcie przez Zakon zakładu dla alkoholików na Górnym Śląsku. W między czasie nastąpiły zmiany w prowincji niemieckiej. Nowym Prowincjałem został wybrany O. Stefan Tembories, który 20 maja 1904 roku otrzymał pozytywną odpowiedź z Ministerstwa. Rząd zgadzał się na otwarcie nowego klasztoru z zakładem dla alkoholików w Miechowicach, ale stawiał pewne warunki: liczba zakonników w tym domu nie mogła przekroczyć 5 osób, nie wolno było prowadzić zakonnikom żadnej działalności duszpasterskiej dla miejscowej ludności, a pracować tu mogli jedynie ojcowie pochodzenia niemieckiego.

ciąg dalszy na str. 3
Dalej

NOWY ROK

- bez złudzeń

Jak co roku powitaliśmy Nowy Rok. Może brzmi to zbyt banalnie, ale każdej tradycji musi stać się zadość. Witamy więc kolejny 1996 rok. I chociaż u progu tego Nowego Roku zadajemy sobie wciąż te same pytania: Jaki będzie i co nam przyniesie?; to jednak odpowiedzi na nie prawie zawsze nas zaskakują. Na pewno chcielibyśmy, aby Nowy Rok był lepszy od mijającego, a tymczasem po cichu obawiamy się tego by nie był gorszy od poprzedniego. Patrząc na swoje życie, z Nowym Rokiem chcielibyśmy zacząć wreszcie "od nowa", zmienić swój stosunek do Boga, Kościoła i praktyk religijnych. Tymczasem patrząc na czasy, w których przyszło nam żyć, myślimy tylko o tym, by nie stracić wiary i nie załamać się. Ściskając w ręku nasze portfele, chcielibyśmy, aby w Nowym Roku były one grubsze i wypełnione pieniędzmi. W rzeczywistości jednak dobrze będzie, jeśli nam ich starczy "do pierwszego" i nie będziemy zmuszeni pożyczać od innych. Tak samo z pensją. Zadowoli nas każdy zarobek, byleby tylko mieć stałą pracę i nie wegetować na zasiłku dla bezrobotnych. W Nowym Roku życzymy sobie "dużo zdrowia", ale nie dlatego, że jest ono najważniejsze, tylko, że w dzisiejszych czasach choroba zbyt dużo nas kosztuje.

Zastanówmy się więc, czy aby nie poruszamy się w jakimś świecie złudzeń, własnych marzeń i cichej nadziei, w której spełnienie tak naprawdę nie wierzymy? Raczej pocieszamy się tylko, myśląc, że wszystko się jakoś ułoży, szczęśliwie rozwiąże i wróci do normy. Szarość naszych dni i pustka codzienności odbiera nam wiarę w Boga i w siebie. Stajemy się z dnia na dzień co raz bardziej zgorzkniali, wewnętrznie przybici i ogarnia nas pesymizm. Szkoda, że w tych trudnych chwilach brak jest nam silnej wiary w Opatrzność Bożą, że nie powierzamy Bogu swoich problemów, nieszczęść i doświadczeń życiowych; a jedynie sami chcemy stawiać czoła wyzwaniom losu.

Myślę, że nam chrześcijanom brakuje po prostu nadziei. Nie potrafimy uświadomić sobie tego, że życie człowieka wierzącego, nawet najtrudniejsze jest wypełnione obecnością Boga; że nie istnieje takie powiedzenie, "Bóg mnie opuścił"; nawet jeśli za jednym nieszczęściem spada na nas drugie.

Nie dajmy się opanować zwątpieniu, nie chciejmy widzieć wszystkiego tylko w czarnych kolorach. Patrzmy na życie po chrześcijańsku. Ono zawsze ma sens i jest bezcennym darem w oczach Bożych. Niech nadzieja będzie naszą nauczycielką życia. Powitajmy Nowy Rok w nadziei, że wreszcie w nas samych, coś się naprawdę zacznie, coś się ważnego dokona, coś co na pewno nie będzie złudzeniem.

O. Wojciech Węglicki OSCam.

Poprednia stronaPowrót do menuNastępna strona