POWTÓRKA Z KATECHIZMU
M A Ł Ż E Ń S T W O

dokończenie ze str. 3

Jest to miłość bezwarunkowa. Nie należy mylić jej z tzw. "miłością ślepą". Ta miłość zna drugą osobę i wie o niej wszystko, umie nawet wymienić jej wady. Miłość "Pomimo" ma tę ważną zaletę, że buduje wśród narzeczonych i małżonków, poczucie odpowiedzialności za siebie i motywację do tego, by samemu być lepszym. Mąż akceptowany przez żonę, chce się stać takim, jakim chciałaby go widzieć żona i odwrotnie.
W Kościele Katolickim małżeństwo postrzegane jest nie tylko jako związek dwóch osób różnej płci, ale urasta ono do rangi sakramentu. Znaczy to, że w "oczach Bożych", jak i "ludzkich", małżeństwo jest czymś świętym. Święty charakter małżeństwa podkreśla przysięga - ślub, składany przez dwoje ludzi sobie nawzajem, którego faktycznym Uświęcicielem jest sam Bóg. To wzajemne ślubowanie sobie: miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej, przez mężczyznę i kobietę przyjmuje sam Bóg. Kościół w osobie swego przedstawiciela, kapłana, jest tylko świadkiem złożonej przysięgi małżeńskiej. Potwierdza On jedynie ważność zawartego małżeństwa i fakt jego zaistnienia przed Bogiem i zgromadzoną wspólnotą Ludu Bożego. Sakrament małżeństwa jest więc ślubem miłości, który łączy dwoje ludzi w "jedno ciało", stają się oni mężem i żoną. Odtąd ich miłość ma się wzorować na miłości Chrystusa do Kościoła.
W małżeństwie obowiązują dwa podstawowe prawa, którymi rządzi się ta instytucja. Pierwszym prawem jest wzajemna miłość obojga małżonków, wyrażająca się zarówno w życiu duchowym, jak i cielesnym. Natomiast drugie prawo polega na zrodzeniu i wychowaniu po katolicku potomstwa, którym Bóg obdarzy małżonków. Przy czym Kościół Święty widzi tu potomstwo jako owoc miłości dwojga ludzi złączonych węzłem małżeńskim. Chrześcijańskie małżeństwo zobowiązane jest do przestrzegania obu tych praw. Jedynie w uzasadnionych okolicznościach może korzystać tylko z tego pierwszego.
Ludzie na ogół wiedzą i zgadzają się ze zdaniem Kościoła na temat małżeństwa. Jednak ostry sprzeciw powstaje wówczas, gdy zaczyna się mówić o rozwodach. Pada wtedy "nieśmiertelne" pytanie: "Dlaczego w Kościele nie ma rozwodów?"
Zanim zacznę odpowiadać na to pytanie, chciałbym najpierw stwierdzić, że niektóre okoliczności, patrząc na nie tylko ludzkim okiem, wydają się przemawiać za słusznością udzielania rozwodów. Ludzie opowiadają, o kobietach żyjących pod jednym dachem z mężami - alkoholikami, którzy biją je i maltretują swoje dzieci, o mężczyznach samotnie wychowujących dzieci, od których odeszły żony, a ci nie mogą ponownie się ożenić; o samotnych kobietach z dwojgiem i więcej dziećmi, których mężowie porzucili, nie płacą alimentów, a one wręcz potrzebują kogoś, kto zarobi na utrzymanie rodziny i będzie dla dzieci wzorowym ojcem itd. Rzeczywiście na pierwszy rzut oka sytuacje te wydają się jednoznacznie przemawiać za słusznością udzielania rozwodów. Kościół jednak wciąż mówi "Nie"! Dlaczego?
Żeby zrozumieć stanowisko Kościoła na temat rozwodów, trzeba najpierw przeanalizować istotę i prawa, którymi rządzi się ta wspólnota "życia i miłości". Każde katolickie małżeństwo potwierdzane jest przysięgą, składaną wobec Boga i Kościoła. Przysięga ta jest dobrowolna, a jej treść wypływa z miłości obojga ludzi do siebie. To oni sobie ślubują: miłość, wierność i uczciwość małżeńską i to, że nie opuszczą siebie aż do śmierci. Zgadzają się tym samym na trwanie w związku małżeńskim aż do końca. Mają również świadomość, że w tym związku może być różnie. Ktoś nagle ciężko zachoruje, ktoś zostanie bez pracy, będą kłopoty z dziećmi, mąż wpadnie w alkoholizm, żona zachoruje na chorobę psychiczną, dziecko urodzi się upośledzone umysłowo lub kaleką itd. Nikt nie jest w stanie przewidzieć co nas czeka w przyszłości. Ślubujemy więc sobie miłość zarówno tę radosną pełną uciech i szczęścia, jak i tę bolesną pełną kłopotów i trosk. Małżeństwo w oczach Kościoła jest decyzją, którą podejmują ludzie wstępujący w związki małżeńskie. Ta decyzja winna być przemyślana, rozważona i autentyczna. Kościół szanuje każdą decyzję zawarcia małżeństwa i nie może ingerować w przysięgę i pragnienie życia we dwoje mężczyzny i kobiety. Skoro więc oni ślubują sobie miłość do końca życia, Kościół nie może jej przerwać tylko dlatego, że nagle zmienili zdanie. Rola Kościoła, który związek małżeński błogosławi ogranicza się jedynie do poświadczenia o jego zawarciu. Kościół jako świadek ślubu, nie może uzurpować sobie prawa jego rozwiązywania, nawet wtedy, gdy istnieją ku temu powody. Władza Kościoła w tym przypadku jest po prostu niewystarczająca. W tym momencie dochodzimy do drugiej przyczyny, która sprawia, że w Kościele nie ma rozwodów.
Wiemy już, że to małżonkowie, sobie na wzajem ślubują miłość, wierność i uczciwość małżeńską, że Kościół jedynie potwierdza i uznaje za ważną tę decyzję. Trzeba jednak wspomnieć na Tego, który związek małżeński uświęca, czyli Boga. Nie możemy tu zapomnieć o małżeństwie, jako sakramencie. Dwoje młodych ludzi ślubuje sobie miłość, ale jednocześnie słowa przysięgi małżeńskiej wypowiada przed samym Bogiem. Bóg więc jest tym, który decyzję małżonków przyjmuje, a następnie uświęca ją Swoją łaską. Przystępując do sakramentu małżeństwa, katoliccy małżonkowie, proszą Boga, aby ich ludzką miłość uświęcił Swoją, Bożą miłością. Zapraszają niejako Boga do swojej wspólnoty. Bóg, uznając wielkość tej ludzkiej decyzji, jej szczerość i autentyczność, na koniec obrzędu udzielenia sakramentu małżeństwa, ustami kapłana wypowiada, pełne przestrogi słowa: "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela...". Sens tych słów jest jasny. Skoro Bóg coś łączy i ustanawia, to człowiek nie ma prawa tego rozwiązać i niszczyć. Dotyczy to także Kościoła, który woli Boga nie może podważyć, a tym bardziej zmienić. W Kościele więc nie ma rozwodów dlatego, że sakrament małżeństwa składany jest przed Bogiem, a nie Kościołem, a Boże prawo jest ponad prawem kościelnym.
Kolejnym, istotnym dla mnie argumentem przemawiającym za nierozerwalnością małżeństwa jest doświadczenie życiowe. Wiele bowiem małżeństw daje piękny przykład życia we dwoje. Zauważa się i takie małżeństwa, w których żona z poświęceniem opiekuje się swoim ciężko chorym mężem, albo mężnie dźwiga trudy, obecności w domu męża pijaka lub alkoholika. Należy również podziwiać takich mężów, którzy podejmują obowiązki żony i matki, gdy ta stała się kaleką i porusza się jedynie na wózku inwalidzkim, albo ze względu na dobro rodziny potrafią znieść trudne i skomplikowane problemy związane z życiem seksualnym w małżeństwie.
Sam rozwód natomiast, gdy bliżej przyjrzymy się jego skutkom, jest jedynie rozbiciem tego co ludzie z trudem zbudowali, zburzenie m ich miłości, niezgodą, podziałem wspólnego dobra, na którym cierpią przede wszystkim niewinne dzieci.
Czasem jednak dochodzą nas głosy, że Kościół, jak się ma znajomości, może rozwiązać małżeństwo.

ciąg dalszy na str. 7
Dalej

Poprednia stronaPowrót do menuNastępna strona