HISTORIA NASZEJ PARAFII

Odcinek - 15 c.d.

Od dłuższego już czasu zastanawiał się O. Proboszcz nad wymianą dzwonów w naszym kościele, ponieważ stare nie dawały już właściwego dźwięku. Bardzo zależało mu na tym, aby zrobiono nowe. Problem jednak dotyczył funduszów. W lutym O. Kurz zaapelował do Parafian o pomoc w tej sprawie. Oddźwięk był natychmiastowy. Po nowe dzwony O. Kurz udał się do słynnej odlewni ludwisarskiej do Przemyśla. Firma ta nie tylko zrobiła "nowe" dzwony, ale zgodziła się również przyjąć "stare" dzwony z naszego kościoła. Dzięki tej wymianie, koszty "nowych" dzwonów znacznie się zmniejszyły i parafia mogła pozwolić sobie na ich zakup.

W niedzielę 5 kwietnia br. wokół rusztowania, na którym umieszczono dzwony, zgromadzili się rodzice chrzestni "nowych" dzwonów, dzieci ołtarza w strojach liturgicznych oraz cały Lud Boży. Poświęcenia "nowych" dzwonów dokonał Jego Ekscelencja Ks. Bp Juliusz Bieniek, w asyście naszych Ojców: Przewielebnego O. Prowincjała Henryka Rudzoka, O. Proboszcza Alojzego Kurza, O. Kwiatka, O. Liszczyka oraz Ks. Infułata Lewka z par. św. Ap. Piotra i Pawła. Nowe dzwony otrzymały imiona: największy - Św. Kamil, średni - M.B. Uzdrowienie Chorych, najmniejszy - Św. Józef. Po poświęceniu dzwonów odśpiewano w kościele dziękczynne "Te Deum" i udzielono błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem.

Dnia 24 czerwca 1959 r. w uroczystość odpustową ku czci św. Jana Chrzciciela nasza parafia przeżywała wielkie chwile. Tego dnia bowiem, nasz parafianin O. Czesław Patoń odprawił swoją pierwszą Mszę św. prymicyjną. Uroczystości prymicyjne rozpoczęły się przed domem O. Czesława przy ul. Dąbrowskiego 13. Stąd o godz. 9.30 wyruszyła procesja, w której obok O. Prymicjanta, szła młodzież parafialna ze sztandarami, dzieci w bieli i orkiestra. Po wprowadzeniu do kościoła O. Czesław przy głównym ołtarzu odprawił Najświętszą Ofiarę, po której udzielił kapłanom, zakonnikom i najbliższej rodzinie prymicyjnego błogosławieństwa. Po południu na adoracji, O. Prymicjant udzielił błogosławieństwa dzieciom, a wszystkim wiernym wieczorem po Mszy św. Sumę odpustową, którą z racji uroczystości przesunięto na wieczór, odprawił O. Wolnik wygłaszając okolicznościowe kazanie.

15 lipca 1959 r. ku czci św. Kamila zorganizowano w naszej parafii Dzień Chorych. O godz. 9.00 odprawiono uroczystą Mszę św. z asystą, w intencji wszystkich chorych i starszych naszej parafii. Po Mszy św. każdemu choremu udzielono błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem, rozdawano krzyżyki św. Kamila i podawano do ucałowania relikwie. Po uroczystej Mszy św. chorzy wraz ze swymi opiekunami udali się na okolicznościowy poczęstunek do salki w parku.

Ciąg dalszy w następnym numerze "Głosu św. Jana Chrzciciela"...

Opracował:
O. Wojciech Węglicki OSCam
Dalej

Obserwacje


Nasze trudne dni


Obserwacje

Codziennie dojeżdżam do pracy autobusem obserwując świat, ludzi i wszystko, co wokół mnie się dzieje.

W wielkim pośpiechu idę na przystanek i oczekuję na przyjazd autobusu. Jest cicho i tylko te same twarze starszych ludzi. Nagle głośny śmiech, gwizd, bieg. I oto wraz z przyjazdem autobusu zjawia się sześciu młodych nastolatków, wygolonych, z kolorowymi czuprynami, ubranych w czarne, skórzane kurtki. Chłopcy wydają niecenzuralne okrzyki, sypią się przekleństwa. Nie zwracając uwagi na starsze panie blokują drzwi, wskakując i zajmując miejsca siedzące w tyle autobusu. Ogólne zamieszanie. Wejść czy nie. Jednak nie ma czasu, aby się nad tym zastanawiać. Niech się dzieje co chce, każdy przecież musi dojechać do pracy. Przez całą drogę jest głośno. W pewnym momencie starsza pani nie wytrzymuje i prosi, aby się uspokoili. I wtedy właśnie posypuje się "łacina" i wygrażania. Mężczyzna stojący obok kierowcy prosi aby zatrzymał się koło Komendy Policji, lecz zdenerwowany kierowca odpowiada: "A co pan myśli, że ja będę się narażał? Oni mnie zapamiętają i będę "załatwiony", a ja mam rodzinę i dzieci". Tak dojechałam do pracy bardzo wstrząśnięta i zdenerwowana.

W pracy opowiedziałam o wszystkim moim współpracownikom. Po krótkim czasie wchodzi do naszego biura jedna z pracownic i zaczyna swoją skargę: "Wie pani, jak się wczoraj zdenerwowałam!" Zapytałam: "Co się stało?" "Przychodzę do domu, a mój syn (uczeń V klasy) woła: "Wiesz ta stara... zbiła mnie szmatą po głowie (chodzi o sprzątaczkę szkoły)". "Posłałam męża do dyrektora szkoły, aby wyciągnięto z tego zajścia odpowiednie konsekwencje. Wypraszam sobie, aby taka "szmata" biła moje dziecko. To skandal, ja na to nie pozwolę". Ja z wrażenia nie mogłam wydusić z siebie słowa. Wszyscy stali w milczeniu. Jednak po chwili, spokojnym głosem, zapytałam: "Czy wie pani, za co woźna uderzyła syna?" Ona odpowiedziała bez zastanowienia: "Za nic". Więc odpowiedziałam jej, że "za nic" to raczej się nie dostaje. Ona zaskoczona moim stwierdzeniem dodała: "Mój syn jest żywym dzieckiem, a ona się na niego uwzięła". Po tych słowach wyszła. Jak się później okazało, syn tej pracownicy kopał po głowie swego młodszego kolegę, za to, że ten nie miał pieniędzy na zapłacenie "haraczu".

Po pracy z koleżanką udałyśmy się na przystanek. Znowu widzę grupę nastolatków. Tym razem są wśród nich i dziewczęta. Idą sobie całą jezdnią i trzymają się za ręce. Nadjeżdża kobieta na rowerze. Dzwonkiem daje znak, żeby zrobili jej miejsce. Oni owszem cofnęli się nieco, ale jednym ruchem w bok popchnęli kobietę, która tracąc równowagę przewróciła się na jezdni. Ludzie stali i widzieli całą sytuację. Zachowywali się jednak tak, jakby nic nie widzieli. Razem z koleżanką podbiegłyśmy do leżącej kobiety, aby pomóc jej wstać. Była mocno przestraszona i łzy spływały po jej policzkach.

To wszystko zdarzyło się jednego dnia, a ile takich smutnych dni już przeżyliśmy?... Zastanawiam się tylko nad jednym, kto wychowuje te dzieci, na kogo wyrosną i jakie będą następne pokolenia?

Parafianka

Poprednia stronaPowrót do menuNastępna strona