- z O. Leszkiem Szkudlarkiem OSCam -

Dziś naszym rozmówcą jest neoprezbiter O. Leszek Szkudlarek, który od września rozpoczął pracę duszpasterską w naszej parafii.

Redakcja:
W naszej parafii będzie stawiał Ojciec swoje pierwsze kroki jako kapłan i duszpasterz. Chcielibyśmy więc, aby na początku naszej rozmowy, powiedział Ojciec coś niecoś o swojej osobie?

O. Leszek:
Chętnie. Pochodzę z Chocza - niewielkiej miejscowości położonej na terenie obecnej diecezji kaliskiej. Moja rodzina jest dość liczna. Oprócz mnie jest jeszcze dwóch braci starszych i dwie młodsze siostry. Szkołę podstawową ukończyłem w swojej rodzinnej miejscowości, natomiast Liceum Ogólnokształcące w Pleszewie. Dla ciekawości wspomnę, że tę samą szkołę ukończyła również pani premier Hanna Suchocka. W mojej edukacji nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po szkole podstawowej, półtora roku spędziłem w "zawodówce". Muszę przyznać, że właśnie z tą szkołą ściśle i bezpośrednio łączy się droga mojego powołania.

Redakcja:
Mówiąc o powołaniu, uprzedził Ojciec następne pytanie, które chcielibyśmy zadać, a mianowicie: jak się to stało, że Ojciec wybrał drogę powołania kapłańskiego?

O. Leszek:
Może zabrzmi to banalnie, ale o kapłaństwie i to "na poważnie" myślałem już w klasie VII szkoły podstawowej. Pamiętam, że miałem wtedy bliskiego kolegę, który także o tym myślał. On w przeciwieństwie do mnie wszystkim na około rozgłaszał, że zostanie kapłanem. Ja natomiast nie zwierzałem się nikomu z moich pragnień. Dziś jest on ojcem trojga dzieci, ja natomiast kapłanem.
Jak wspomniałem wcześniej, po skończeniu "podstawówki" rozpocząłem naukę w szkole zawodowej. Wybrałem zawód fryzjera. Cały czas jednak martwiłem się, jak to będzie z moim pragnieniem zostania księdzem. Szkoła zawodowa przecież nie wystarczy, by dostać się do Seminarium. Nie uważam jednak tego czasu za zmarnowany. Wręcz przeciwnie, był to dla mnie okres prawdziwego ożywienia religijnego. Najpierw wstąpiłem do Ruchu Oazowego, potem zostałem ministrantem. Czułem, że łaska powołania kapłańskiego rozwija się w moim sercu. Marzyłem sobie wtedy, że po szkole zasadniczej skończę technikum, zdam maturę i pójdę do Seminarium. Tak bardzo chciałem zostać księdzem diecezjalnym i pracować w swojej diecezji.

Redakcja:
Myślał Ojciec o kapłaństwie i pracy w swojej rodzinnej diecezji. Dlaczego więc wybrał Ojciec Zakon OO. Kamilianów?

O. Leszek:
Wiąże się to z wydarzeniem, którego nie zapomnę chyba do końca życia. Otóż będąc w klasie drugiej szkoły zawodowej, uległem wypadkowi. Na pile tarczowej prawie odciąłem sobie lewą dłoń. Trafiłem do szpitala. Groziła mi amputacja. Rodzice jednak nie wyrazili na to zgody i do dziś jestem im za to bardzo wdzięczny. W sumie jednak musiałem przejść cztery operacje, z czego trzy w Klinice Mikrochirurgii w Trzebnicy. Wracałem szybko do zdrowia. Jednak wokół mnie byli ludzie cierpiący bardziej ode mnie. Widząc ich ból i kalectwo próbowałem pomagać im najlepiej jak tylko potrafiłem. Długie tygodnie leżenia w szpitalu zrobiły swoje. Uświadomiłem sobie wówczas, że mógłbym pracować wśród chorych i służyć im jako kapłan. W Trzebnicy też poznałem "duchową matkę" mojego, kamiliańskiego powołania

- Siostrę Chryzologę ze Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek. Pracowała tam jako pielęgniarka na Oddziale Chirurgii. To od niej po raz pierwszy dowiedziałem się o istnieniu Zakonu Kamilianów, który opiekuje się ludźmi chorymi. Postanowiłem wtedy zostać Kamilianinem i realizować swoje kapłaństwo wśród chorych i nieszczęśliwych.

Redakcja:
Jak wyglądała Ojca droga do kapłaństwa w Zakonie OO. Kamilianów?

O. Leszek:
No cóż. Moje losy po wspomnianym wypadku, w którym "o mały włos" nie straciłem dłoni, potoczyły się następująco. Przerwałem naukę w szkole zasadniczej, a rozpocząłem w średniej. Po jej ukończeniu zdałem maturę i w roku 1990 wstąpiłem do Nowicjatu OO. Kamilianów, w Taciszowie k/ Gliwic. Po Nowicjacie odbyłem sześcioletnie studia filozoficzno-teologiczne na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie, które ukończyłem z tytułem magistra teologii. Podczas całych studiów opiekowałem się chorym człowiekiem, pomagając mu w prowadzeniu domu, robieniu zakupów i codziennej toalecie.
To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w powołaniu, dając mi przy tym wiele radości i satysfakcji. Święcenia kapłańskie otrzymałem z rąk Ks. Kard. Józefa Glempa - Prymasa Polski - 24 maja 1997 roku w Warszawie. Natomiast z dniem 1 września br. na mocy dekretu O. Prowincjała, podjąłem pracę na parafii Św. Jana Chrzciciela w Tarnowskich Górach.

Redakcja:
Jako kapłan i zakonnik, proszę nam powiedzieć: "Co chciałby Ojciec zrealizować w swojej kamiliańskiej posłudze?

O. Leszek:
Odpowiadając na to pytanie, chciałbym zwrócić uwagę na istnienie dwóch wymiarów naszej kamiliańskiej posługi, a mianowicie: charyzmatu i duszpasterstwa. Ja z woli swoich Przełożonych zostałem przeznaczony do pracy duszpasterskiej. Uważam więc, że najpierw trzeba się zająć problemami parafii, a później samą pracą z chorymi. Moim największym, jednak pragnieniem jako Kamilianina jest bezpośrednia posługa wśród chorych. Bez tego nie wyobrażam sobie mojego życia i powołania.

******************

Korzystając z okazji, że mogę wypowiedzieć się na łamach "Głosu Św. Jana", chciałbym bardzo serdecznie podziękować moim Współbraciom w kapłaństwie i wszystkim Parafianom za modlitwę, dobroć i ofiarowane cierpienie, które mnie wspierały w drodze do Chrystusowego kapłaństwa. Dziękuję za pełne ciepła i życzliwości przyjęcie mnie w czasie wielkopostnej praktyki diakońskiej, którą odbywałem w Waszej parafii, jak również umożliwienie mi odprawienia tu swoich Prymicji. Cieszę się, że Opatrzność Boża, moje pierwsze kroki kapłańskie skierowała właśnie do Was, do parafii, w której przeżyłem najpiękniejszy czas przygotowania do służby Bożej. Jako kapłan do Was posłany, pragnę służyć Waszej parafii całym sercem i ze wszystkich sił. U progu mojego młodego kapłaństwa bardzo liczę na Waszą modlitwę, opiekę i wsparcie.

Redakcja:
Dziękujemy Ojcu za rozmowę i życzymy Bożej Opieki na początku zakonnej i kapłańskiej drogi.

O. Leszek:
Dziękuję.

Poprednia stronaPowrót do menuNastępna strona